środa, 30 kwietnia 2014

Rozdział 21

Ania sprzątając swój dom, który wyglądał jak po przejściu trąby powietrznej nie miała nawet pojęcia co działo się poprzedniej nocy, lecz mogła się domyślać widząc w jakich pozycjach i miejscach śpią wczorajsi imprezowicze.

*Poprzedniego wieczoru*

Lekko podchmielony Lewandowski opowiadał o tym jak to każdego ranka jego ukochana żona dba o jego dietę.
-Wy wiecie co ja wam powiem, zawsze jak wstaję rano to ogarniam się, schodzę na dół, patrzę, a tu śniadanie, dobre nie? -pochwalił się.
-Mam dla ciebie hit miesiąca przerobiony przeze mnie wprost na tą okazję. -zapowiedział Łukasz i zaczął śpiewać jeśli to można tak nazwać. -Ja, uwielbiam ją, ona tu jest,i robi mi śniadanieeeeee...
-Już kończ pan i wstydu oszczędź, uszy mnie bolą. -przerwał mu Kuba.
-Co to było? -dociekał Reus.
-Oj nie chcesz wiedzieć, ten to na pewno nie ma talentów muzycznych. -odpowiedział kapitan reprezentacji Polski.
-A ty skąd wiesz, w dzieciństwie grałem czasem na cymbałkach! -oburzył się Łukasz, który wyraźnie był już pod wpływem.
-Buahahahahahaha na cymbałkach, sądzę że oczywiście masz ukryte talenty. -zaśmiał się Mario.
-Nikt tu się nie zna na sztuce, do pięt mi nie dorastacie. -stwierdził z pełnym przekonaniem prawy obrońca.
-Gdzie jest nasz kumpel Mats? -zapytał Kuba.
Nie zorientowali się wcześniej a Mats już stał z butelką procentów w ręku, otworzył okno i krzyknął: -Kocham was ludzie!!!
-Halo! My tu jesteśmy,jakbyś nie wiedział więc nie musisz się przez okno drzeć! -zawołał do niego Piszczek.
Ten odwrócił się i zmierzył w ich stronę chwiejnym krokiem. -Wybacz mój drogi ale nie jestem zbyt spostrzegawczy w tym momencie. -tłumaczył się.
-Wybaczamy ci wszystkie twe grzechy... -odpowiedział Robert.
-O nie, najpierw pozwólcie ale mi będziesz musiał się spowiadać. Regułkę spowiedzi znasz, grzeszniku? -spytał Goetze.
-A od kiedy ty jesteś księdzem upoważnionym do spowiadania?
-Od teraz. Więc nie zadawaj więcej pytań.
Reszta towarzystwa przyglądała się zajściu które miało miejsce tuż przed ich oczami.
-Dajmy im wieczny odpoczynek... -zaczął Łukasz.
-Chyba nie w tym sensie że chcesz by umarli? -nie dowierzał temu co przed chwilą powiedział jego przedmówca, Kuba.
-A coś źle powiedziałem? -nie zrozumiał o co chodzi koledze.
-Nie ważne, może lepiej idź już spać. -zasugerował Marco.
-Ty mi nie rozkazuj. -rzucił na odchodne Łukasz, udając się do jadalni by chwilę później usnąć pod stołem.
-Co go ugryzło?
-Nie wiem, coś ostatnio mniej się do mnie odzywa, nie to co kiedyś... -powiedział klubowy nr.11.
-Nie ma się co przejmować stary, pewnie dlatego taki jest bo jest pijany i tyle. -posumował Lewy.
-Codziennie to nie jest pijany, co?
-A on tak codziennie nie gada? -zdziwił się Kuba.
-Dobrych kilka miesięcy, ale nieważne. -zakończył temat Marco.
-Już jesteśmy! Tęskniliście? -krzyknął na ponowne przywitanie Mario.
-Ani trochę. -bez zastanowienia odparł Reus.
-Jemu co się stało? -zapytał Mats.
-Może to przez brak obecności Ducha Świętego przy nim? -dywagował Goetze.
-Nie. Pójdę już spać. Do jutra. -oznajmił Marco i wyszedł z salonu.
-Jeśli tych dwóch już tu nie ma to wiedzcie że coś się dzieje... -kontynuował filozofowanie, mówiąc o Łukaszu i Marco.

*2 godziny później*

Chłopcy już byli na treningu od 15 minut, a Lewy i Reus już coś knuli.
-Ty, a może zrobimy komuś przypał?
-No niby fajnie, ale na kogo tym razem wypadnie?
-Może na Svena, masz jakieś pomysły?
-Hmmm... Mam. -oznajmił krótko i szepnął na ucho Robertowi Marco.

*50 minut później*

Trening na dziś pod okiem Kloppa zakończył się, a zawodnicy udali się wprost do szatni. Sven, jak kilku innych poszedł pod prysznic biorąc ze sobą ręcznik. I z tego oto momentu skorzystał Reus który przykleił klapki Svena do podłogi. Na tym nie koniec. Gdy odziany w ręcznik Bender wyszedł z pod prysznica, do szatni wbiegł Lewy z maską... Darth Vadera na twarzy robiąc przy tym odgłos oddychania niczym popularna postać z Gwiezdnych Wojen, strasząc kolegę. Sven wybiegł jak strzała z szatni przed siebie, tunelem w stronę murawy, a za nim Robert w masce wydając z siebie odgłos. Wszyscy ciekawi byli zakończenia tego zajścia i wybiegli za nimi śmiejąc się przy tym niemiłosiernie. Oczywiście, na miejscu był jeszcze trener który ochrzaniał tych dwóch ale po chwili uległ i przyłączył się do reszty śmiejących się.

*Jakiś czas później*

Marco był już w domu i popijał sok pomarańczowy aż rozległ się dzwonek telefonu który w mig odebrał.
-Marco Reus, słucham.
-Hej, co tak oficjalnie? -zaśmiała się Anita.
-A, to ty kochanie, sorry, nie patrzyłem na ekran. -odparł z uśmiechem.
-Chciałam ci powiedzieć że... że przemyślałam twoją propozycję i jeśli chcesz to mogę się do ciebie przeprowadzić. -oznajmiła.
-Naprawdę? Myślałem że nieprędko się zgodzisz. Skoro tak,to mogę pomóc ci się spakować?
-Nie trzeba, dam sobie radę.
-No to ci pomogę...

*Wieczorem*

Piłkarz już wracał do domu, lecz już ze swoją dziewczyną i kilkoma jej walizkami. Zaparkował, ona wyszła i zaczęła taszczyć jedną z nich na co Marco zareagował stanowczym "Ja to wezmę" i po jakimś czasie udało mu się wnieść wszystko na górę.
-To ja pójdę się rozpakować, tylko powiedz mi gdzie mogę.
-Przepchnę trochę te rzeczy wzdłuż drążka w szafie i dam ci pół, starczy?
-No pewnie.
On usiadł na skraju łóżka i zastanawiał się czy nie powinien o coś jeszcze się spytać Anity. Jednak po chwili postanowił to zrobić.
-Skoro, jesteśmy razem już jakiś czas, mieszkamy razem to może... -wahał się chwilę.
-Co tobie znowu za rzeczy chodzą po głowie? -spytała odwracając się w jego stronę.
-...to może chciałabyś poznać moich rodziców?
-Yyyy, jest na to za wcześnie, a póki co to dopiero powoli wprowadzam się tu bo nawet nie zdążyłam się rozpakować więc... -odpowiedziała, mając mętlik w głowie, i usiadła obok niego.
-Za wcześnie? Ale bardzo mi na tobie zależy i chciałbym byś poznała moich najbliższych. -argumentował, ujmując jej dłoń i spoglądając w jej oczy.
-No dobrze, ale co jeśli mnie nie polubią? -zastanawiała się.
-Nie polubią? Ciebie nie da się nie lubić. -stwierdził z pełnym przekonaniem i przysunął swą twarz bliżej by złączyć ich usta w czułych pocałunkach, które po chwili zamieniły się na bardziej namiętne, pełne pożądania. Jak miała nie wierzyć ukochanemu który miał iskierki oczach, a jednocześnie spojrzenie które wyrażało tak wielkie uczucia, zatem oddali się chwili zapomnienia.


-------------------------------------------------------------------------------------

Witam, cieszę się że znajdujecie czas by to czytać, i cieszę się że naszła mnie wena na pisanie :D
W związku w powyższym: jak myślicie, co Łukasz ma na myśli ograniczając kontakty z Marco? Czy Anita ostatecznie pojedzie z Marco odwiedzić jego rodzinę? W sumie to ta końcówka mi nie wyszła ale cóż, pisarką zawodową nie jestem i po prostu nie wiem jak to napisać.
Czytam = komentuję. Każdy komentarz się liczy i każdy może komentować :)
Pozdrawiam, i do następnego ;**

3 komentarze:

  1. Na razie nadrabiam pozostałe rozdziały, ale swoją opinię chcę zamieścić tutaj. <3
    W ogóle blog i twój styl pisania są genialne, naprawdę. Nie mogę dużo powiedzieć o samej fabule, bo dopiero zaczynam pisać, ale jest bardzo ciekawa. Widać, że masz talent. Byłabym ci bardzo wdzięczna, jeśli wyraziłabyś swoją opinię o moim blogu.
    http://pisarkabvb.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie dowierzałam jak zobaczyłam na twoim blogu 2 nowe rozdziały. Ciesze sie, że wróciłaś. Mam nadzieje że dokończysz ten blog. Co do rozdziału, bardzo fajny. Najbardziej podobałami mi sie moment z pijanymi piłkarzami :D troche sie pośmiałam, a co do Marco i Łukasza myśle, że Piszczu zakochał się w Anicie :/ raczej to nie dobrze i wolałabym sie mylić :D pozdrawiam i czekam na nexta :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Matko chłopaki to są jednak genialni :D Choć sama nie wiem czy chciałabym się z nimi spotkać podczas alkoholowej libacji :D
    No i Lewy z Reusem - tacy żartownisie :)
    Co do Łukasza i jego stosunku do Marco mam pewną koncepcję, aczkolwiek nie chciałabym, aby była prawdziwa.

    P.S. Przepraszam Cie, że tak późno.. nie wiem jak, ale nie zauważyłam nowego rozdziału.. :( Możesz mnie za to zabić...
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń