*Następnego dnia*
Kasia wstała o 9:00 i nieco później poszła się ogarnąć. Szła do kuchni, przez salon w którym Anita spała na kanapie. Otworzyła szafkę z talerzami i miskami, wzięła średniej wielkości talerz lecz zrobiła to nieumiejętnie bo inny talerz wylądował na podłodze robiąc przy tym hałas który zbudzi nawet najmocniej śpiących, w tym Anitę. Gdy blondynka usłyszała dźwięk zbijającego się talerza, wstała gwałtownie po chwili łapiąc się za bolącą głowę.
-Co ty wyprawiasz... Ja pierdolę, tak mi łeb napie.... -nie dokończyła.
-Już nie kończ. Niechcący zbiłam talerz...
-A teraz mi we łbie dudni... -narzekała lekko skacowana Anita.
-Chcesz jakieś śniadanie?
-Lepiej mi tabletkę daj...
Po niespełna pół godziny Anita już była zdolna przywrócić się do porządku, a wraz z wytrzeźwieniem przypomniały się jej problemy... Po zjedzeniu śniadania usiadły na dywanie i dyskutowały.
-Tobie to dobrze, bo nie masz natrętnego byłego i jeszcze kolegę który się w tobie podkochuje...
-Łukaszem się nie martw, jeśli nie będziesz chciała z nim być on to zrozumie, ale obawiam się że Krystian ma zamiar tu przyjechać...
-Dopiero mi to mówisz?! Skąd to wiesz? -dociekała Anita.
-Właśnie o tym ci miałam wczoraj powiedzieć.
-A wiesz może kiedy on będzie?
-Nie. Nic więcej nie wiem, ale i tak cię nie znajdzie, przecież nie wie gdzie dokładnie mieszkamy.
-Dobra, już nie ma sensu o tym gadać, zobaczymy co będzie, nie mogę się go obawiać.
Godzinę później wyszły z domu na uczelnię gdyż tego dnia miały wykłady popołudniu.
Tymczasem Mario już wracał do domu po porannym joggingu, nie miał planów na później więc wykręcił numer do Kasi na swojej komórce.
-Hej Kasia! Co tam? -pytał zadowolony.
-Nic ciekawego, jestem w drodze na uczelnię. A u ciebie?
-Wracam z biegania. Masz jakieś plany na później?
-Hmmm, w sumie to nie ale nie powinnam zostawiać Anity samej teraz...
-A coś się stało? Jeśli to Marco...
-Nie. On nic do tego nie ma. Innym razem ci powiem. Muszę kończyć. Pa!
-Narazie.
Mario się zastanawiał o co chodzi i czy Marco o tym wie, ale nie zauważył że ktoś za nim idzie...
-Ledwo co się rozstaliśmy a ty już za nowymi się rozglądasz? Nie wstyd ci?! -usłyszał za sobą głos Ann.
-A ty co?! Myślisz że ci wolno mnie śledzić? Ty powinnaś się wstydzić! -rzekł wściekły Goetze.
-Niby za co? Że wiem że chcesz do mnie wrócić?
-Ja?! Nigdy w życiu! Ty chyba na głowę upadłaś że we łbie ci takie pierdoły...
-Śmiesz twierdzić że nie wiem co mówię? Mam nadzieję że w końcu przejrzysz na oczy i dowiesz się czego naprawdę chcesz.
-Ja już przejrzałem. Pogódź się z tym. Nie będziemy już razem. -rzucił stanowczo.
-Bo co?! Bo jakaś głupia laska ci chwilowo zawróciła w głowie? Naprawdę żałosny jesteś...
-To ty jesteś żałosna... Liczę na to że już więcej się nie zobaczymy. -powiedział patrząc na nią złowrogo.
-Jak sobie chcesz. -prychnęła.
Mario pod wpływem emocji podjął decyzję o skierowaniu się do domu swojego przyjaciela. Musiał się komuś wyżalić... Marco mieszkał na tym samym osiedlu więc po upływie 10 minut był już pod jego drzwiami i nacisnął dzwonek. Reus mu otworzył i zaprosił go do środka, widział że coś go trapi.
-Co jest? Bez obrazy, ale wyglądasz jakby cię jakieś wielkie zwierzę przeżuło i wypluło... -ocenił Marco.
-Zgadnij kogo znów spotkałem... -powiedział przybity Mario.
-Domyślam się... czego znowu chciała?
-Przecież wiesz, ale tym razem chciała inaczej to rozegrać, śledziła mnie i słyszała jak dzwoniłem do Kasi i zaczęła mi wytykać że z innymi się spotykam, tak jak bym ją kurwa zdradzał! Czy ona nie rozumie słowa 'nie'?! -opowiadał wściekły.
-Olej ją! Widzę że przyda ci się coś mocniejszego... w końcu mamy dziś wolne.
-Czego się pytasz... Dawaj co tam masz.
Marco poszedł do kuchni i zajrzał do szafki gdzie trzymał alkohole. Nie wiedział co wybrać ale zdecydował się na wódkę cytrynową i sok jabłkowy na popitkę. Dołączył do Mario który siedział na kanapie patrząc się w sufit.
-Pomijając tą sprzeczkę z Ann, chwilę przed tym dzwoniłem do Kasi się spytać czy chciałaby gdzieś iść ale podobno coś z Anitą nie tak...
-Co?! A wiesz o co chodzi?
-Nie. Wiem tylko tyle że to nie ma nic wspólnego z tobą więc nie przejmuj się...
-Mam się nie przejmować?! Ja muszę wiedzieć.
-Jeśli miałbyś o tym wiedzieć to by ci powiedziała, uspokój się.
W tym momencie zadzwonił telefon Marco.
-Halo?
-No siema, jesteś w domu? -to Robert dzwonił.
-Jestem, niedawno Mario do mnie wpadł więc przychodź jak chcesz...
-No to niedługo będę, Anka wyjechała i jestem teraz sam... -westchnął. -Narazie.
-Pa.
Godzinę później do domu Marco wszedł Robert, bez pukania.
-A wy co? Już zdążyliście się beze mnie napić?
-Za długo ci się schodziło. -zaśmiał się Marco.
-Panowie koniec picia. Widzę że przyszedłem w porę zanim naprawdę zdążyliście się upić.
-No weź, my nawet nie zaczęliśmy... -protestował Mario.
Lewy nie zwracając na to uwagi podszedł i zabrał im alkohol.
-Widzę że potrzebujecie pomocy... mówcie co jest na rzeczy.
Wtem Mario opowiadał o prześladującej go Ann, a Marco o tym że coś się dzieje z jego dziewczyną, ale nie wie co. Robert starał się im pomóc jak umiał i przywracał ich powoli do stanu pełnej trzeźwości.
--------------------------------------------------------------------------------
Dziękuję za ponad 1000 wyświetleń i dotychczasowe komentarze :) Naprawdę mnie motywują i pomagają mi pisać. Komentujcie dalej bo wtedy wiem że czytacie. Pozdrawiam ;*
Genialny <3 Ann w końcu mogłaby odpuścić. Czekam z niecierpliwością na kolejny!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Świetny :3
OdpowiedzUsuńCzekamy na nexta :))
Zapraszamy do nas na nowy rozdział:
http://karolina-marco-and-patrycja-mario.blogspot.com/